piątek, 8 maja 2009

Królowa Kiszona

Odkryłam tajemnicę wspaniałego samopoczucia, radości życiowej i optymizmu. Niby każdy może spróbować, ale nie każdy potrafi docenić. Byliśmy wczoraj z Husbim na małych zakupach i coś nas naszło na zakup kiszonej kapusty. A z racji tego, że jestem istotą do przesady przesadną, to jak się już do niej dosiadłam, zjadłam połowę wieczorem, ćwierć rano i ociupinka mi została na drugie śniadanko. Mężi początkowo równie jak ja zachwycony perspektywać spałaszowania dawno nie jedzonej pyszności, nagle zmienił zdanie i standardowo zdecydował się na chocapic. Nie powiem, bym była tym faktem nadmiernie zmartwiona, gdyż CAŁA porcja została dla mnie!

A największą radość sprawiła mi owa podniebienna rozkosz w postaci cudnej kapusty tym, że strajk oKUPAcyjny przeszedł mi, jak ręką odjął:) Jestem znowu śliczna, uśmiechnięta i z życia zadowolona bardzo, mam ochotę nawet umyć podłogę! Co więcej - może nawet wytrę kurze, choć do tego byłaby mi chyba potrzebna jeszcze jednak solidna porcja, a  w tym celu musiałabym już udać się do pobliskiego sklepu (a wolałabym z całą pewnością sklep internetowy). Hmmmm, ale wszak warto - tak, jak nektar i ambrozja przyczyniały się do nieśmiertelności i niezwykłej siły i urody greckich bogów, tak kiszona kapusta decyduje o tym w moim przypadku. No bo przecież żyję, więc uznajmy, że ta nieśmiertelność - przynajmniej na razie - występuje, siła i uroda powróciły, a uśmiech mi z buzi nie schodzi. Więc, jak mawia Agi - gitara! 

Fakt, iż radość, wielka radość opóźniła nieco wprowadzenie w życie nowej diety nie spowodował u mnie frustracji, wręcz przeciwnie. Uznałam, iż najpierw muszę się życiem porozkoszować, a potem będę narzucała sobie posty. Chwilo trwaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz