poniedziałek, 4 maja 2009

Byk Fernando Tramtadrata, czyli puchlizna wcale nie głodowa

No i siedzi we mnie w samiuśkim środeczku jakieś coś i za nic nie chce wyjść, dziadyga. Albo mi majowe grillowanie zaszkodziło, albo nagle jelita mi się postarzały, kto je tam wie? W każdym razie mój szanowny brzuszek rozdął się do rozmiarów niemałej piłeczki, napięty jest, pobolewa i skutecznie psuje mi humor. Ale z racji tego, że jestem osobą niezwykle wręcz czarowną, staram się nie zdręczać otoczenia (czytaj - Mężiego) i siedzę cicho wcinając suszone śliweczki zapijając już drugą butelką wody mineralnej.

Przyznaję, owszem zjadłam co nieco w ten długi majowy weekend, ale no na pewno nie tyle, żeby brzusznie spuchnąć! W piątek moja przyjaciółka urządziła urodziny i tu rzeczywiście nie odmówiłam sobie przyjemności spałaszowania trzech przecudnej urody i smaku gołąbków. Uznajmy je jednak za danie "małoniezdrowe", dobrze? Wszak kapusta - same witaminki (cóż, że gotowana;)), kasza - polecana przez dietetyków, no mięsko może... Ale ja, jako młoda kobieta w wieku produkcyjnym powinnam przecież spożywać białko! Zatem wyrok - piątkowo niewinnam.

W sobotę - kiełbaski 3/4, kanapka zjedzona z nudów i ziemniaczki z masełkiem - tu już widzę pierwsze grzechy. Poprawiłam je jednak późnym wieczorem wybierając się z Husbim na kolejnego grilla w męskim towarzystwie, gdzie stanowiłam jedyny urodziwy dodatek. Tu już był i kurczaczek, aczkolwiek piersinka jedynie, więc nieszkodliwa, zagryziona jednak sałatką z majonezem oraz białą bułą stała się bombą zapychającą. A że ciemno już było, to poprawiłam sobie kiełbaską przepachnącą, ochchch, aż zaśliniłam laptopcia;)

No dobra, to już wiem, co mi dolega, bo mimo tego, iż w niedzielę grzeczna byłam i kiełbas nie spożywałam, to mięsko grillowane spożywałam, a jakże. No to mój brzuszny la bombizm ma prawo istnienia. Ehhh, Tatko zawsze powtarza, że za głupotę trzeba płacić. Tylko dlaczego on zawsze musi mieć rację???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz