wtorek, 19 maja 2009

Wzięłam się!

Wzięłam się w końcu za siebie. Kiedy siadłam dziś rano do komputera, by uczciwie popracować i - jak zwykle - zaczęłam robić wszystko oprócz tego, co powinnam, zaczęłam się zasstanawiać nad swoim życiem. Jest naprawdę dobre, spokojne, spotkałam Miłość Swojego Życia i na dodatek jestem Jego żoną, jestem zdrowa, mam rodzinę. A ja jedyne, na co mam ochotę, to nic. Takie wielkie NICO, bo lenistwo mam chyba w DNA. Jednak moje myśli nie podążyły tym razem zwykłym torem, czyli takim, że bez przesady, wszyscy czasem tak mają, ple ple ple. Ty razem pobiegły prawidłową ścieżką.

Wyobraziłam sobie mianowicie, że każdy mój dzień marnuję, że nie robię niczego dobrego, przez co tracę czas nie tylko swój, bo wszak istniejemy także dla innych. Pomyślałam też o tym, że wiecznie uskarżam się na narastające frustracje związane z wyglądem. A kto mi ten piękny wygląd zapewnia? No kto, jak nie ja sama? Niby nie jem wiele, ale kiedy babiszon dobiega trzydziechy i niegdy w życiu dupskiem nie ruszał, to trudno się dziwić, że oponka rośnie, a broda obwisa. 

Tak mnie wystraszyła perspektywa mnie jako istoty niepotrzebnej, pasożytniczej i na dodatek coraz większej, że zaczęłam działać. Ogarnęłam mieszkanko, zjadłam kiszoną kapustę zamiast góry mięsa i zaraz wychodzę do sklepu - na nogach!!!!! Niby blisko, ale jak znam siebie, to poszłabym innego dnia, kiedy Mężi mógłby mnie podrzucić. A tak, to wyjde i chociaż się trońkę dotlenię. Niewspomnę o tym, co jeszcze mam w planach, bo jak do tej pory, to na obiecankach się kończyło. Ale jestem mega dobrej myśli:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz