środa, 22 kwietnia 2009

wino, burza i depresja

Czy w pogodzie zepsuły się jakieś zawory, czy w mojej głowie siedzi jakiś bezczelny krasnolud i bawi się moimi nastrojami? Albo jedno z dwojga, albo to już stan maniakalno-depresyjny w pełnej krasie. Potrafię się ostatnio obudzić z powodu niewyjaśnionych lęków w środku nocy lub też zastygnąć w rozanielonym uśmiechu ns środku ulicy i nie jestem w stanie dostrzec, kiedy jeden z takich stanów nadchodzi. Dzisiaj mogę swoje huśtawki zwalić na pogodę, bo burza i słonko zmagają się dziś niemiłosiernie, ale na co dzień?

Ostatnio obserwuję u Męża zaniepokojenie moimi humorami, bo rzeczywiście - najpierw śmieję się z nim do rozpuku, by po chwili siedzenia w samotności przy komputerze popaść w głeboki smutek. Diabli nadali! W ciąży nie jestem, do menopauzy troszkę mi braku, więc co do licha ze mną jest? Rozmawiałam dziś z przyjaciółką - ona twierdzi, że  w sumie odkąd przyszła wiosna, ją nękają podobne problemy. Ale cóż to za pocieszenie? Że komuś też jest źle? Może tyle tylko, że to raczej nie problem wymagający pomocy psychiatry... 

Czekolada nie pomaga, tylko się w biodrach rozrastam, wyszło mi, że jedynym remedium będzie Kadarka w dobrym towarzystwie. Jutro się okaże, czy będzie tylko kac, czy może kac i uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz